Wstęp
Po recenzji Leici Q2 przyszedł czas na obiecaną recenzję Leici M10. Seria M to moim zdaniem najpiękniejsza i najbardziej legendarna linia aparatów producenta z Niemiec. Dla mnie Leica M10 to małe dzieło sztuki. To jak wygląda i jak jest wykonany ten aparat to mistrzostwo. Na pewno nie można przejść obok niego obojętnie. To właśnie dalmierza Leica używał m.in. Henri Cartier-Bresson.
Leica M10 – Budowa i ergonomia
Leica M10 to aparat dalmierzowy, bez autofocusa i bez elektronicznego wizjera. Minimalistyczna bryła oraz minimalna ilość przycisków pozwalają skupić się na fotografowaniu. Aparat mimo braku gripa doskonale leży w dłoni. Nie jest może super lekki (waży 660g), ale jak to powiedział mój kolega, lepi się do ręki. Kółko zmiany ekspozycji znajduje się idealnie pod kciukiem, wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Aparat używałem wraz z obiektywem Summicron-M 35mm f/2.0 ASPH, według mnie to idealne połączenie.
Leica M10 – Jakość zdjęć
Jakość zdjęć jaką oferuje Leica M10 stoi na najwyższym poziomie. Połączenie M10 wraz z Summicronem 35mm powoduje, że nie ma tu kompromisów jeśli chodzi o jakość obrazka. Jest ostro i plastycznie. Nie mam również zastrzeżeń do pracy matrycy na wysokich czułościach. Dla mnie poziom szumów jest jak najbardziej akceptowalny do ISO 6400 włącznie.
Leica M10 – Jak się nią fotografuje?
Leica M10 to klasyczny dalmierz. Patrzymy nie przez obiektyw, tylko przez specjalne okienko po lewej stronie aparatu. Obszar kadru pokazuje nam naniesiona ramka, widzimy więc też to co dzieje się poza kadrem. W centrum kadru znajduje się mały prostokąt, w którym obraz musi się zejść, w tym momencie wiemy, że mamy ostrość. Ostrość ustawiana jest ręcznie. Wydaje się to skomplikowane, ale w praktyce jest to bardzo prosty i przyjemny sposób ostrzenia, i co najważniejsze bardzo precyzyjny. W wizjerze oprócz wspomnianej ramki kadrowania i prostokąta, gdzie ustawia się ostrość, widzimy jeszcze czas otwarcia migawki (wymiennie z kompensacją ekspozycji). Przysłona ustawiana jest na obiektywie mechanicznie, więc to trochę taki powrót do korzeni.
Podsumowanie
Wszystko powyższe sprawia, że fotografowanie Leicą M10 daje dużo frajdy. Z jednej strony ma się wrażenie, że zdjęcia robi się trochę wolniej, ale z drugiej strony cały proces okazuje się nieco szybszy dzięki mniejszej ilości cyfrowych wspomagaczy. Trochę ciężko to doświadczenie wytłumaczyć słowami, najlepiej oczywiście spróbować i przekonać się samemu.
Ja osobiście jestem zachwycony. Gdyby nie cena, to wiem, że byłby to mój idealny aparat do codziennych zdjęć. Daje mnóstwo frajdy z fotografowania, wygląda przepięknie i nie ma kompromisów jeśli chodzi o jakość zdjęć. Ostrzegam, można się zakochać! Bardzo dziękuję Leica Camera Poland za wypożyczenie.
Na spacery M9 też wystarczy 😉
Tylko gorzej jak już się robi ciemniej 😉
Robisz wtedy B&W 😁